LUBLIN 2002 - " Sztetl III - Nauczycielowi z Drohobycza "
GALERIA AUTORSKA MICHAŁOWSKI
O dwóch rzeczownikach i jednym przyimku,
czyli przesłanie Pana Michałowskiego
Niech będzie zaskakująco: proponuję zacząć nie od oglądania obrazów B.M., ale od lektury tego, co w związku z nimi napisał. Czytanie zresztą, nawiasem mówiąc, jest moją podstawową profesją i w tym czuję się najlepiej. Tekst B.M. jest krótki i z pozoru małomówny – to jedynie tytuł wystawy i dedykacja. Lecz nie lekceważmy go, bo w nim zawiera się przecież autorski komentarz do tego, co zobaczymy. Dla mnie i tak tekst B.M. jest stanowczo za długi i zbyt bogaty znaczeniowo, żebym mógł go tu omówić w całości. Wybieram zatem do lektury – bardzo skrótowej – tylko jego część, drugą połowę, czyli dedykację – te dwa rzeczowniki połączone przyimkiem.
Zastanawiająca dedykacja! Niby zwyczajna i nawet dość konwencjonalna na pierwszy rzut oka. A jednak jej kształt stylistyczny i semantyka mają większe znaczenie niż się wydaje.
B.M. przy jej budowie posłużył się figurą retoryczną, która nazywa się metonimia, czyli zamiennia – zamiast imienia i nazwiska adresata wprowadził nazwę określającą jedną
z pełnionych przez niego ról. Wiadomo o kogo w tej figurze stylistycznej chodzi, wiadomo,
że w ten sposób zakamuflowany adresat był faktycznie nauczycielem w drohobyckim gimnazjum. Nie wiadomo jednak, dlaczego B.M. akurat tę jego rolę postanowił wysunąć
na plan pierwszy. Przecież to nie ona zapewniła nauczycielowi z Drohobycza miejsce w naszej pamięci! Tu tkwi tajemnica tej dedykacji. Spróbuję ją rozszyfrować, albowiem wydaje mi się,
że tu właśnie ukrywa się ciche przesłanie B.M.
Chodzi, jak sądzę, o trojaki przynajmniej sens tego „nauczycielstwa” Drohobyczanina. Najpierw – to odesłanie do skromnej jego pozycji i równie skromnego miejsca na mapie.
W tych skromnych warunkach narodziła się jego wielkość. Nie sposób oprzeć się wrażeniu,
że B.M., przypominając nam i sobie te okoliczności, wzywa także nas i siebie do wielorako pojmowanej skromności. Czytamy u Brunona Schulza: „Więcej skromności w zamierzeniach, więcej wstrzemięźliwości w pretensjach – panowie demiurdzy!” Nic dodać, nic ująć. Później
– to odesłanie do „nauczycielstwa” wszelakiego i skierowanego do nas wszystkich. Zapytajmy więc samych siebie: czy i jaką lekcję wzięliśmy od nauczyciela z Drohobycza? Zadaje nam
to pytanie B.M. przy okazji swojej wystawy. Na koniec wreszcie – to odesłanie B.M. do samego siebie. Nauczyciel z Drohobycza – wyznaje B.M. – jest także jego nauczycielem.
Każda dedykacja ustanawia jakąś więź – jest gestem łączącym. Ta dookreśla typ tej więzi dość ściśle. Cóż takiego może łączyć B.M. z B.S.?! Technika – nie. Stylistyka – nie. Nic?
Teraz musimy spojrzeć na obrazy B.M. Dostrzegam w nich dwa motywy, które dają autorowi prawo do takiej dedykacji. Jeden mniejszy, chociaż widoczny: sztetł, czyli miasto żydowskie. Drugi większy, chociaż niewidoczny: sztuka jako czynność magiczna powstrzymująca śmierć
i zagładę. Tylko w niej, w tym przedziwnym Sanatorium pod Klepsydrą, ciągle żyje to, co gdzie indziej już dawno przestało istnieć.
Tak rozumiem tekst B.M. Bądź wierny. Patrz.
Prof. Władysław Panas
KULTURA 16.11.2002
W UŁAMKACH ZWIERCIADŁA
DWIE ROCZNICE BRUNONA SCHULZA
Nadszedł ten moment! Prawie na tydzień Lublin przekształci się w światowe centrum Schulzowskie. Po rocznych przygotowaniach zrealizowana zostanie idea rzucona przez dwójkę naukowców z KUL i odbędą się największe w Europie obchody 110. rocznicy urodzin i 60. rocznicy śmierci Brunona Schulza. Zatytułowano je „W ułamkach zwierciadła”.
Przewidziano jednak bardzo dużo innych wydarzeń. Już w sobotę uwerturą do przyszłotygodniowego szczytu stanie się otwarcie wystawy „Sztetł III - nauczycielowi z Drohobycza. Malarstwo Bartłomieja Michałowskiego” w jego galerii autorskiej przy Grodzkiej 19. W niedzielę o godz. 17 w Galerii Starej BWA przy ul. Narutowicza pokazane zostaną dwie wystawy skonstruowane według pewnego Schulzowskiego klucza. W ramach jednej, zatytułowanej „W poszukiwaniu autentyku” zaprezentowane zostaną prace Stanisława Fijałkowskiego, Zbigniewa Makowskiego, Eugeniusza Muchy, Jerzego Nowosielskiego i Andrzeja Strumiłły. Druga z ekspozycji to indywidualna prezentacja twórczości Edwarda Dwurnika pt. „Drohobycz i świat”. Tego też dnia o godz. 16 w Galerii Sztuki Sceny Plastycznej KUL będzie okazja zobaczyć „Tekę drohobycką” Feliksa Lachowicza, prace ze zbiorów wrocławskiego Zakładu Ossolińskich. Wreszcie we wtorek o godz. 17.30 w Muzeum na Zamku największe wydarzenie plastyczne obchodów - wystawa prac samego Brunona Schulza pt. „Mityzacja rzeczywistości”. Udostępniło je warszawskie Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza.
Ale to jeszcze nie wszystko. Będzie też część filmowa i teatralna. Jej producentem jest głównie Akademickie Centrum Kultury UMCS Chatka Żaka (ale także np. Teatr Andersena, w którym w poniedziałek gościł będzie Teatr Tetraedr z Raciborza ze „Sklepami cynamonowymi”). Filmy w Chatce pokazywane będą już od niedzieli. Przewidziano prezentację krótkich metraży Aliny Skiby i spotkanie z autorką (18.30) oraz projekcję „Sanatorium pod Klepsydrą” Jerzego W. Hasa (20.00). W kolejne dni filmy i spotkania m.in. z braćmi Stephenem i Timothym Quay oraz Rudolfem Zioło i Grzegorzem Linkowskim.
Spektakle teatralne to oprócz wspomnianych raciborzan w Andersenie, przede wszystkim „Sanatorium pod Klepsydrą” z warszawskiego Teatru Studio w reżyserii Oskarasa Korsunovasa, z Janem Peszkiem w roli głównej (wtorek, 18.00 i 20.30, ChŻ). Dopełnią programu w środę lwowska Scena-studium Galiciana z „Placem św. Trójcy. Performance o trzech końcach wg utworów Brunona Schulza” i siły nasze - Teatr Scena 6 z „Heretycką symfonią” i Lubelski Teatr Tańca z „Ku dobrej ciszy”. Sama konferencja zakończy się w czwartek. Doprawdy jest w czym wybierać.
Andrzej Molik - KURIER LUBELSKI
KULTURA 18.11.2002
ELEGIA O SZTETŁ
SCHULZOWSKIE AKWARELE MICHAŁOWSKIEGO
Bartłomiej Michałowski, artysta, który doświadczenie zdobywał na południu Francji i długo malował akwarele rozświetlone słońcem Prowansji, od ponad dwóch lat konsekwentnie zajmuje się światem odeszłych w niebyt miasteczek żydowskich.
Otwarta w maju 2000 r. w kazimierskiej Galerii Bohema wystawa „Sztetł” posiadała dopisek „Miasteczko Kazimierz”. Ubiegłoroczne „Sztetł II” dopełniały słowa „Zaginione w czasie”. Wszystkie akwarele pomieszczone na tych ekspozycjach miały niemal jednolity charakter. Dominująca barwa sepii tylko przydawała nostalgicznego tonu tym – jak pisał ongiś Waldemar Odorowski – „próbom otwarcia zasłony przed nieistniejącym”. Nieistniejące to drewniana przeważnie architektura, ta zachowana śladowo i ta odtwarzana ze starych fotografii, wydobyta z archetypów, z – to określenie Władysława Panasa – powidoków. Fragmenty tych starych cykli można oglądać w głównej sali ekspozycyjnej galerii.
Michałowski mógłby po dwóch wystawach spocząć na laurach i tworzyć jedynie mutacje swych prac, bo wstrzelił się w gusta i zainteresowania odbiorców. A jednak – na szczęście! – nie zaczął odcinać kuponów od sukcesu i nową wystawą robi niezwyle interesujący i piękny krok do przodu w swych poszukiwaniach duchów przeszłości, bo wkracza w nią dramat ludzi. Złożona z 16 prac ekspozycja dzieli się na dwie części. Ważniejsza jest ta dedykowana mentorowi Bartka, nauczycielowi z Drohobycza, z którym nigdy nie mógł się zetknąć osobiście, ale wystarczyły nauki czerpane z twórczości autora „Sklepów cynamonowych”. Ale i swobodnie, wręcz swawolnie potraktowana część dotykająca delikatnie i przewrotnie współczesności jest interesującym całości uzupełnieniem, wręcz smaczkiem towarzyskim, bo jestem pewien, że np. do sportretowanych w Szerokiej red. Józefczuka, podcharakteryzowanego na chasyda i prof. Panasa, spiritus movens Schulzowskich obchodów, pielgrzymować będą rzesze ciekawskich.
Okazało się więc, że Bartłomiej Michałowski ma także zacięcie satyryczne i pożartować lubi oraz że potrafi żarliwie zagłębiać się w założoną niegdyś tematykę i wiedziony geniuszem Schulza docierać i do metafizycznych głębi, i do istoty tragedii tej drobiny narodu wygnanego, jaką jest jednostka, osobliwie artysta, zawsze pozostający summą nadwrażliwości. Już wprowadzający w wystawę obraz „Ostatnie rozmowy” uderza jak wieść zapowiadająca zagładę lub ów dzień śmierci mistrza zaklęty w chłodne barwy akwareli.
Michałowski dotarł do jednego z postawionych sobie celów: znalazł najlepsze malarskie środki wyrazu na przedstawienie tego, co może już wyłącznie funkcjonować w pamięci ludzkiej. Mistrz Schulz musi na to spoglądać z uznaniem z oddalenia lepszej Ulicy Krokodyli. Jestem tego pewny.
Andrzej Molik - KURIER LUBELSKI
Dialektyka cieni i światła- Monika Kulesza
Dialektyka cieni i światła
„W szczególności sztuka może nam dać jakby w miniaturze i tylko w dalekim odblasku
to, czego nie możemy osiągnąć w codziennym, realnym życiu: spokojną kontemplację jakości metafizycznych” – te słowa Romana Ingardena mogłyby być tłem do rozważań nad malarstwem Bartłomieja Michałowskiego. W jego dziełach ocieramy się bowiem nieustannie o przedziwną metafizykę nieistniejących już miasteczek...
Prawda spowita w ciszę - Grzegorz Józefczuk
Prawda spowita w ciszę
W akwarelach Bartłomieja Michałowskiego ludzie ledwie się pojawiają, spowici w deszcz, wiatr i niepokojące światło, ujęci w ramy bram i ulic wiodących donikąd. Ten świat z obrazów milczy, jest bezgłośny, zamknięty w ciszy... W ciszy przeszłości